Fitness w domu

Nigdy nie należałam do osób wybitnie wysportowanych, a wychowanie fizyczne było dla mnie najgorszą lekcją w szkole. Jednak gdy dorosłam, szybko odkryłam, że moja kondycja jest raczej kiepska (bo nawet nie średnia) i coś z tym muszę zrobić. W moim rodzinnym miasteczku nie uświadczę siłowni i zorganizowanych zajęć z aerobiku, dlatego postanowiłam liczyć tylko na siebie. Kilka dni poświęciłam na buszowanie w internecie i oto, do jakich wniosków doszłam.

Po pierwsze, równie skutecznie mogę stworzyć sobie własną siłownię w domu i to niekoniecznie wydając fortunę (i zagracając piwnicę niepotrzebnym, olbrzymim sprzętem). Po drugie, najważniejsze okazuje się łączenie ćwiczeń aerobowych z siłowymi, dlatego jogging i jazda na rowerze nie wystarczą. Po trzecie, na początek wystarczą trzy treningi półgodzinne w tygodniu, a z czasem należy zwiększać ilość ćwiczeń. I tak oto poczęłam kompletować oprzyrządowanie niezbędne do ćwiczeń siłowych.

Na starcie wyposażyłam się w dwie skręcane hantle, dzięki którym mogłam ćwiczyć ze zmiennym obciążeniem – od 0,5 do 5 kilogramów. Kosztowały mnie zaledwie 25 złotych (wraz z przesyłką), gdyż zakupiłam używane w internecie. Miałam więc pierwszy zestaw ćwiczeń siłowych: na bicepsy, tricepsy oraz mięsnie czworogłowe uda, gdyż robiłam przysiady z obciążeniem. Ten zestaw wykonywałam po krótkiej rozgrzewce i piętnastominutowej przebieżce po okolicy. Było to nie lada wyzwanie dla kogoś w tak fatalnym stanie fizycznym, jak ja, ale udało się!

Z czasem dołożyłam kilka ćwiczeń na mięśnie brzucha. By komfortowo wykonywać brzuszki, zakupiłam matę gimnastyczną (ok. 30 złotych). Mogłam teraz bez obaw szukać nowych, ciekawych ćwiczeń w pozycji leżącej lub klęczącej. Kilka nieskomplikowanych propozycji na mięsnie pośladków i ud wprowadziłam do swojego planu ćwiczeń. Okazało się, że przez kilka tygodni taka praca w zupełności mi wystarczała, jednak później miałam wrażenie, że jest jakoś za łatwo. Siła i wytrzymałość moich mięśni poszybowały rewelacyjnie w górę, więc zdecydowałam dorzucić im jakieś obciążenie. Tu absolutnym hitem okazała się guma-taśma gimnastyczna (12 złotych za sztukę). Zakupiłam od razu trzy rodzaje – o małym, średnim i dużym oporze – by móc w przyszłości samodzielnie zwiększać obciążenie.  Taśmę fitness można wykorzystać na setki sposobów, wystarczy tylko zapoznać się z kilkoma przykładowymi zastosowaniami i można wymyślać własne użycia wedle potrzeb. Miałam zatem sprzęt idealny do pracy nad mięśniami całych nóg i rąk.

Muszę przyznać, że na tym etapie zmieniłam się nie do poznania, zarówno fizycznie (co jest zrozumiałe po pięciu miesiącach dość intensywnych ćwiczeń), jak i psychicznie. Z osoby nienawidzącej aktywności fizycznej stałam się wręcz fanatyczką sportu i ciągle odwiedzałam portale fitness w poszukiwaniu nowych zestawów ćwiczeń, a część oszczędności bez wahania wydawałam na sprzęt fitness. Wkrótce kurier przywiózł mi twister – urządzenie służące do rzeźbienia skośnych mięśni brzucha (ok. 50 złotych). Od tego czasu wskakuję na niego podczas oglądania telewizji i rezygnując z wylegiwania się na kanapie jestem ciągle w ruchu.

Wraz z nadejściem deszczowej i błotnistej jesieni przestałam biegać, dlatego szybko zakupiłam stepper (zdecydowanie najdroższy mój sprzęt – 99 złotych). Nie miałam miejsca w pokoju na bieżnię, orbitrek czy rower stacjonarny, dlatego zdecydowałam się na niewielką wersję steppera, którą mogę bez problemu ukryć pod łóżkiem (razem z całą resztą mojego sprzętu).  

Nim się obejrzałam okazało się, że mam w pokoju pokaźną, domową siłownię, a wszystko to za nie więcej niż 250 złotych! Wystarczyło tylko trochę chęci…

Kreator stron internetowych - strona bez programowania